W Cashmere bowiem jest niezwykła kremowość, gładkość i zielony cug ,smuga dosłownie. Coś jakby młode zielone gibkie i wilgotne witki, obdarte z miękkiej kory . Gdzieś już czułam coś podobnego i na pewno nie był to Gucci.
Dymność bierze się z żywych pełnych soku gałązek, a nie z suchych drewnianych szczap, tli się słodko i delikatnie i jest tak urocza , że chce się żeby to trwało i trwało....No i trwa i z chwili na chwilę jest coraz milej.
Jest tak miło, że aż wierzyć się nie chce, że Cashmere jest " for men" Czy godzi się o męskim zapachu pisać, że jest uroczy? ;)
Jedna z najbardziej urokliwych i nienachalnych odsłon bergamoty objawia się moim zdaniem właśnie w Cashmere, w połączeniu z żywicą jest niemal jak herbatka z miodem w zimny wietrzny dzień. Nie tyle w sensie zapachu co mnogości przyjemnych doznań. Słodyczy jest bowiem taka ilość że aby wspomnieć o słodyczy mówiąc o Cashmere trzeba się zastanowić, bo słodycz jest ale jej ilość jest na tyle umiarkowana, że słowo "słodkie" w opisie jeśli się pojawi to gdzieś na końcu. Do tego wszystkiego ogrom drewna i kadzidlana chmurka. Nie wiem jak pachnie samo drewno kaszmirowe ale mam poczucie, że to właśnie ono czyni Cashmere , do tego przecudnej urody gwajak. To nie mógł być niewypał .
Nie lubię klasyfikować perfum na męskie i damskie, ale zastanawia mnie które to składniki mogą go czynić męskim, no i nie wiem...może wetiwer, cedr, laur ?
Unisexem nie ośmielę się go nazwać mając w pamięci słowa mojego bliźniego: jeśli coś jest do wszystkiego to jest do niczego;)
Chciałabym mieć:)
nuty:
drewno kaszmirowe, gwajak, drewno tekowe, żywica, bergamota, laur, cedr, imbir, wetiwer, ambra, paczula, białe piżmo, żywica elemi.