28.10.2010

Annick Goutal, Eau du Fier edt

Gdyby ktokolwiek dał mi do powąchania Eau du Fier w jego początkowej fazie nie wpadłabym na to, że mogą to być perfumy. Przeczytawszy nuty spodziewałam się czegoś zupełnie innego . Tymczasem początek mnie przeraził, nie aż tak bardzo;p Ponieważ człowiek takim stworzeniem jest, że podobają mu się różne wydzielające woń dziwy. Takoż i tutaj.
Zapach podobno inspirowany małą wyspą na zachodnim wybrzeżu Francji. Słone morze, piaszczyste plaże i tak dalej...
Tymczasem ja poczułam woń przykurzonego stryszku, wielokrotnie pastowanego, wiekowego parkietu, jaki pamiętam z starej, wiejskiej szkoły w której dane mi było w dzieciństwie często przebywać w okresie wakacji. Zapach ten nie mija, w miarę upływu czasu trwa równie intensywnie jak na początku, podłoga zbiera tylko kolejne warstwy kurzu, które początkowo wgryzają się w warstwę pasty a potem tworząc nań szarą pylistą smugę.
Kurz osiada na wszystkich wypucowanych meblach na starych poszarzałych mapach.
Próbowaliście kiedyś podpalić deseczkę parkietu? Ja owszem ;) W Eau du Fier to chyba wędzona herbata będzie tą paloną deseczką. Jednak mi taka herbatka nie smakuje ;)
Pomimo najszczerszych starań i pobudzania wyobraźni różnymi znanymi mi metodami jedyne co jeszcze udało mi się wyłuszczyć z tego dziwaka (jednak) to sól. Dużo soli. I ani grama słodyczy która przeciętnemu osobnikowi używającemu perfum mogłaby się z nimi kojarzyć.
 No i koniec. Ostatni rzut oka na opustoszałą szkolną  salę geograficzną: na jednym ze stolików leży zaschnięta smętna skórka pomarańczy.
Zapach sam w sobie ciekawy i pomimo tego że sama używam wielu zapachów uznawanych przez otoczenie za śmierdzące dziwadła do tego  jakoś trudno mi się przekonać. Wąchać z nadgarstka owszem, pachnieć nim jednak nie. I nie szkodzi bo Eau du Fier nie jest już produkowany.


Nuty zapachowe:
mięta, gorzka pomarańcza, goździki, kora brzozy, wędzona herbata, osmantus, fleur de sel (salt flower).

12.10.2010

Serge Lutens,Bas de Soie

Pierwszy test Bas de Soie ujawnił irysa i młode marchewki, li i tylko , ale jak się już niejednokrotnie przekonałam kolejne mogą zaskoczyć, takoż i tutaj. Wylazł bowiem hiacynt, chłodny i słodki w towarzystwie nieśmiałych ledwo wybudzonych przez słońce pierwszych niepozornych jeszcze roślinek.
Hiacynt ów jest chłodny niczym ziemia na której rośnie i powietrze w pierwszych dniach wiosny, kiedy to jeszcze ziemia prawie łysa i tylko co śmielsze roślinki odważnie wychynęły spod pulchnego gruntu.
W moim ogródku jest i irys i marchewka wzeszła.Wszystko pięknie. 
W miarę rozpełzania się zapachu , w wysokiej temperaturze próbuje się przedzierzgnąć  gorycz, z irysa jak mniemam.  W niższych temperaturach gorycz się nie pojawia.
Zapach jest jasny, świetlisty i niezwykle szykowny. Odrobina słodyczy i pudru nie pozbawia go chłodu i delikatnej surowości a dodaje mu szlachetnej czystości i elegancji. W jednej chwili przyjemny i mięciutki , w drugiej chłodny "ziemniak" . Nie traci on  przez to swojego uroku, jest jednak nietypowy i  nijak się ma do poprzednich dzieł Lutensa.
To dosłownie zapachowa rewolta, choć podobna, pozorna lekkość u Lutensa już się pojawiała.
Czemu jednak pończochami ów zapach nazwano jedwabnymi/ nylonowymi  pończochami nie wydedukowałam , może to ta gładkość i pozorne wrażenie chłodu a może wrażenie elegancji . Warto przekonać się osobiście, aczkolwiek wśród zwolenników sztandarowych zapachów Lutensa, Bas de Soie nie musi znaleźć uznania .

Nuty: irys, hiacynt, piżmo, galbanum,
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...