27.05.2010

Donna Karan, Fuel edp

Fuel to dla mnie zapach na wpół zmechanizowanego żniwiarza co to lubi i klasycznie kosą w kontakcie z naturą i sprzętem coby mu sąsiedzi nie zarzucali że nie ma. Sprzętu znaczy. Sprzęt żniwiarza ma siedzenie z pachnącej skóry, lekko wytarte ,podniszczone , gdzieś niechcący maźnięte olejem napędowym, bez zbędnych ulepszaczy. W sprzęt ów powplątywało się nieco siana zmieszanego z różnego rodzaju samosiejkami ,dodając zapachowi siana nieco delikatnej słodyczy.
A zanim stało się sianem rosło sobie w idealnych warunkach, słoneczko świeciło deszcz padał tylko wtedy gdy było to potrzebne, dzięki temu siano temu przyszłe sianko nie ściemniało , potem schło spokojnie nie męczone deszczem w umiarkowanym słońcu i było piękne złoto-beżowe .
 I pachnie teraz na sprzęcie intensywnie i słodkawo, miesza się pięknie zapach pracy żniwiarza , zapach bujnego dorodnego siana i rozgrzanego promieniami słońca i pracą silnika  kombajnu- pomarańczowego Bizona;)  i pachnie też kombajnistą-żniwiarzem
albo w wielkim uproszczeniu -garażem, bo taki kombajn często pięknie się psuje i wymaga interwencji,  gmerania, stukania  i różnych takich...Z lekka czuć woń różności w stanie ciekłym i trochę stałym którymi można się przy każdym sprzęcie zmechanizowanym ubrudzić. Jakby tu bardziej obrazowo.....
ano jak taki sprzęt jedzie kręci się milion trybów  i trybików,wałów  nasmarowanych tłustymi maziami, żeby się pięknie kręciły  i tak się kręcą i kręcą wyrzucając mikre  drobiny tych mazideł we wszystkie strony co się często objawia tłustym zaczernieniem w strategicznych miejscach takich maszyn/urządzeń....
i tym też Fuel pachnie..
Marna fantazja, bo ściano kosi się zielone a zboża suche, ale tak sobie wyimaginowałam;)
Przyjmijmy więc , że na hederze/ podajniku się ostało trochę i ładnie uschło.
Stygnie silnik kombajnu i stygnie Fuel, zapominam o pachnącym sianku i skórzanym siedzeniu,
bo właśnie objawiło mi się nowe wcielenie zapachu Santa Maria Novella Nostalgia. Serio.
Brzmi obco? Nieciekawie? Nie dla mnie. Fakt, nuty nie mają nic wspólnego z tym co ja tu wypisuję, ale czyż nie jest tak że wielokrotnie zapach kojarzy nam się z czymś bliskim , albo dalekim , z osobą albo zdarzeniem...
Dla mnie jest to zapach tak znajomy i miły ,że czystą przyjemnością jest wtulać nos  w nadgarstek.
A jeszcze milej byłby wtulić się w pachnącą Fuel męską szyją;)



Nuty: cytron, jałowiec, ananas, ambra, migdały, kwiat majowy, sandałowiec, lawenda, piżmo

26.05.2010

Balmain,Ambre Gris

Dziś robię sobie prawdziwą przyjemność i pachnę Ambre Gris. Nie jestem pewna tego co napiszę, ale biorąc pod uwagę jak mało popularny jest to zapach i słabo dostępny chyba uznam go za niszowy. Nie jest zdominowany przez ambrę, ale to właśnie ambra rządzi , sprawiając, że zapach jest miło przytulny i otulający i taki...szlachetny. Mówi się coś takiego , że milsza ciału koszula niźli.......ale Ambre Gris jest milusim delikatnym jak mgiełka przydużym sweterkiem założonym na gołe ciało, grzeje i pieści ciało, dostarczając przyjemnych doznań.
Początkowo pachnie słodko i lekko odurzająco podejrzewam,że za sprawą tuberozy, albo nieśmiertelnika, ale pewności nie mam bo nie mam bladego pojęcia jak pachnie nieśmiertelnik, jego kwiatowość nie jest przytłaczająca-piszę o tym bo mnie zwykle zniechęca nadmiar kwiateczków w perfumach.
W nutach nie ma żadnego drewna, chyba że skamuflowane gdzie w "nutach leśnych", bo o ile niczego typowego dla lasu nie wyczuwam o tyle znajomych nut drewna czuję sporo. I jest to drewno niezwykłej urody.Poza tym mirra, sporo mirry gęstej i aromatycznej.
Chyba fajniej byłoby pisać o Ambre Gris nie próbując rozmieniać go na drobne, bez analizowania czym pachnie najpierw a czym później.Wszystkie nuty tworzą bowiem idealną ,cudnie skomponowaną całość. Mimo, że  jest adresowany do kobiet,  uważam , że  z powodzeniem mogą go nosić panowie, no przynajmniej Ci którym wystarcza testosteronu aby być męskimi i nie mają ciśnienia alby zlewać się tylko i wyłącznie tym na czym jak byk wykaligrafowano literki: for men  albo pour homme.. ;)  Bardzo elegancki i oryginalny nieprzekombinowany grzecznie orientalny jest to zapach.
Gdyby można go było wszędzie powąchać, kupić to podejrzewam, że byłby  niezwykle popularny.
Nie jest podobny do niczego co można dostać w sieciowych perfumeriach. chciałam jeszcze napisać , że nie rozumiem czemu go tam nie ma, ale w zasadzie rozumiem,więc nie napiszę.

Doszłam do wniosku, iż łatwiej pisać mi o tych zapachach, które podobają mi się mniej...albo wcale nawet.



Nuty zapachowe:cynamon, czerwona jagoda, mirra, nieśmiertelnik, tuberoza, nuty leśne, piżmo, styraks, ambra

25.05.2010

Keiko Mecheri,Genie des Bois

Oj .Pięknie zaczynam ten wpis....Oj, nie znalazłam ja fiołka w Genie.Trzykrotnie szukałam. I za każdym razem kojarzy mi się dziwnie,jak sklep z gospodarstwem domowym.Dokładnie tak. Teraz są markety i wszystko ma swój osobny dział  i zapach w każdym jest jakiś taki.....a kiedyś w takim sklepie było wszystko,od szczoteczki do paznokci,poprzez szklanki, dzbanki, żarówki , mydło lux aż do proszku Pollena.
Nie wiedzieliśmy lata temu jaką egzotykę mamy stojąc w kolejce po żarówkę i szary papier..
Genie pachnie jak wafle które dosyć długo leżą w takim właśnie sklepie. Albo podmieciony w kąt rozsypany proszek do prania , zwyczajny,mydlinowy zmieszany z cukierkami. 
Strasznie męczący i chemicznie słodki to zapach,  Po naprawdę długim czasie,jak już właściwie niknie z nadgarstka pojawia się leciutka nuta przypominająca fiołka, zmaltretowanego fiołka. Zwiędniętego i smętnego. A może ja nie mam pojęcia jak pachnie leśny fiołek?
Genie jest na mnie tak mizerny, że właściwie nie ma o czym pisać, nie ma co silić się na filozofię lub tworzyć tu jakąś bajkę. Ale klikam bo ponad rok czekałam aby poznać to fiołkowe cudo. W tym czasie ja zdążyłam wyleczyć się z fiołków, a fiołkowe cudo okazało się cudakiem. Szkoda...
Na koniec prawie wychynął cedr.....ale co z tego,skoro naprawdę trzeba się mocno postarać aby wyczuć cokolwiek innego niż chemię....


Nuty zapachowe: fiołek, cedr, egzotyczne drzewa

21.05.2010

Thierry Mugler,Alien Sunessence Sun Sapphire edt

Sun Sapphire pachnie dokładnie tak jak wygląda. Słońce,pomelo i bursztyn , nie wiem tylko czemu zwie się słonecznym szafirem. Dotąd nie przyjmowałam do wiadomości,ze szafir może mieć inny kolor niż ciemnoniebieski jak niebo  w letni wieczór a tu proszę...może być szafir  z domieszką żelaza ,chromu  czy jeszcze czegoś innego i mieć kolor taki jak widać, no chyba że się mylę i nie może. Ale  w tej sytuacji nazwa będzie dla mnie dalej zagadką;)
Zapach jest niezwykle słoneczny, letni, gorący,  plażowy wręcz . Przypomina klasycznego Aliena co mnie akurat dziwi, bo zdaje mi się, prawie pewna jestem że czuję jaśmin a w składzie go nie widać i w zasadzie nie ma nic co je łączy, a jednak podobieństwo jest. I tak sobie myślę czy aby twórcy perfum nas nie oszukują z tymi nutami...... Czuję białe kwiaty i wewnętrzną stronę skórki pomelo i nie chodzi mi o smak tego owocu, ale o taką szorstką cierpkość jaką ma ten owoc, dzięki czemu nie jest tylko kolejnym mdląco-kwiatkowym zapachem.Cytrusowy jest i ciepły jednocześnie, a ja dotąd  myślałam że taki duet jest niemożliwy.
Moim skromnym zdaniem typowo letni to zapach, mimo, że dosyć intensywny,  taki pachnący żar tropików.

Miałam nadzieję, że mnie ruszy a tu nic obawiam się , że to naprawdę jest jakaś klątwa gołego Muglera ;p


Nuty zapachowe: różowy grejpfrut, owoc pomelo, kwiat monoi, biały bursztyn

20.05.2010

Thierry Mugler,Angel Sunessence Edition Bleu Lagon

 O Angelu nie planuję pisać, w końcu to zapach który chyba każdy zna.Skrobnę za to słów kilka,dosłownie kilka na temat najnowszego "wynalazku" .


Poczytałam już że niektórzy uważają Bleu Lagon za popłuczyny po Angelu,no więc...się nie zgodzę z tymi opiniami. Jest po prostu inny.
Faktycznie jest lżejszy i łagodniejszy ale przez to mniej ingeruję w moją psychikę -co czynił już pod koniec flaszki klasyczny Aniołek. Dopuściłam się tego, że flaszkę wykańczałam jako odświeżacz powietrza co nie było dobrym pomysłem bo chciał mnie udusić;p Poza tym zaczął mi pachnieć trupem.
Bleu Lagon nie jest taki mdląco słodki, biedniejszy o wiele składników typu karmel , miód, czekolada czy "słodkie owoce".  Nawet "upojna wanilia" w Bleu Lagon jest już tylko wanilią, cóż... może ja przestałam być "anielska" ;p
Tak, zdecydowanie Blue Lagon jest łatwiejszy do zniesienia , bardziej wodnisty,trochę kwaskowy a jak już całkiem się rozwinie robi się słony-może to ma być ta laguna...nie wiem,nie byłam, nie czułam, nie mam porównania, jedynie wyobrażenie.  Nie jestem jednak przekonana, czy jest to mój zapach , bo pomimo wielu różnic dalej jest to Angel a ten klimat stanowczo mi obrzydł. Nie wiem , może się to zmieni, może to chwilowy przesyt.
Zastanawiam się czy wpływ na odbiór Angela miał fakt obejrzenia dosyć ekstremalnych fotek pana Muglera, bo tak się dziwnie składa , że jakoś zbiegło się to w czasie.
Także moja rada , tak na wszelki wypadek: nie oglądajcie fotek gołego Thierrego Muglera, jeśli lubicie Angel,
gdyż nie wiadomo jak podziała to na Waszą psychikę ;D
Chyba nie spodoba się wielbicielkom klasyka za to jest spora szansa ,ze znajdą się nowi odbiorcy, wśród tych którzy Aniołka nie mogli znieść.
Buteleczka śliczna, korek mniej śliczny ;)

Nuty zapachowe: owoc karamboli, kwiat imbiru, paczula, wanilia

17.05.2010

Omnia Profumo,Madera

Miało być dzisiaj o czymś innym ale aura tak niesprzyjająca, że postanowiłam uprzyjemnić sobie dzień milszym dla nosa zapachem;)
No i takoż padło na Maderę...
O słodkich i pysznych zapachach już pisałam, karmelowa Madera tym się różni od innych, jej karmelowość  nie jest męcząca ani przesadnie słodka.Nie mam poczucia, że wynyżałam się w cukierkach , nie mdli mnie od nadmiaru słodkości. Pierwszy raz spotkałam się z tak wyrazistym połączeniem karmelu z kwiatami i muszę przyznać ,że mi się podoba. Zapach jest gładki i kremowy, jak dzieło mistrza cukiernika, który stawia na naturalne składniki nie poprawiając swoich dzieł sztucznymi ulepszaczami, sama naturalność i świetnie wyważone proporcje. Nie mam pojęcia co to za cukiernicze cudo, ale pyrkocze sobie radośnie wydzielając przemiłe dla nosa aromaty wanilii i słodkiej śmietanki -która nie ma nic wspólnego z czymś co się zwie : " śmietana homogenizowana" i co tak naprawdę w niczym prawdziwej  śmietanki nie przypomina,  a tylko bezczelnie nazywa się tak samo...
Cukiernicze cudo ma już lekko żółtawą barwę i konsystencję tak gładką, że sprawia wrażenie śliskiej , z lekka rozchodzi się delikatna woń kokosu i kwiatów,jest płynne i takie zostaje do końca. Miękkość piżma otula  i przyjemnie koi , ani na moment nie tracąc nic z karmelowego początku.
Madera jest niebezpiecznym łakociem, bo takiego cuda można zjeść naprawdę dużo- i nie zemdli;)
Gdyby nie to ,że w Maderze cały czas wyczuwalna jest leciutka woń kwiatów, przyrównałabym ją do Serendipitous, z tym, że Serendipitous mnie męczył swą słodkością a Madera nie..I to samo mogłabym napisać o Pistachio Ganache, równie łakome aczkolwiek na dłuższą metę przytłaczające pomimo tego , że pistacje uwielbiam.
Póki co ,Madera wygrywa;)


Nuty zapachowe: wanilia, karmel, kwiat brzoskwini, kwiat tytoniu, kokos, białe piżmo i jeszcze coś niezidentyfikowanego przeze mnie...

15.05.2010

Comme des Garcons,Monocle Scent,Hinoki

Uznać Hinoki na starcie za zapach kadzidlany tylko dlatego,że ma w składzie kadzidło to byłaby lekka przesada.Początek ma z lekka chemiczny i odrzucający nawet ,daje po nosie terpentyną i kamforą.  I bałam się odpowiedzieć na pytanie J: "co tu tak śmierdzi", że to zapach  jest,perfumy nawet,woda toaletowa....I tak zaczyna patrzeć na mnie jak na osobę niespełna rozumu.Bo kto po dobroci wącha takie śmierdziele? ;D Ano ja,wącham i nawet niektóre mi się podobają.

Hinoki jest śmierdzielem tylko na początku,jak już przebrzmi woń terpentynki robi się całkiem przyjemny,drzewny i dziwnie znajomy....znowu...
Poza drewnem który czuć w Hinoki od początku do końca wyczuwam sosnę, i jest to zapach starego sosnowego lasu gdzie igliwie jest już bardzo wysoko a kora drzew naznaczona wiekiem , spękana i poszarzała , gdzie mech zaczyna usychać z braku deszczu i smutnym zapachem przypomina o swoim istnieniu. Las w Hinoki jest cichy, nie wieje wiatr,wszystko jest nieruchome i  senne.
I kadzidło jest ,tak jakby przez ten cichy las przebiegł z kadzielnicą za pazuchą szalony ksiądz, dezerter , przemknął i znikł , zostawiając po sobie smugę kościelno-mszalnego klimatu....A że wiatru nie ma zapach zawisł w miejscu i trwa.....
Pospieszyłam się ze złą oceną ,testując Hinoki kilka dni temu,bo w zasadzie nie jest zapachem brzydkim,ale jakimś takim  wtórnym,podobnym do pięcioraczków,taki przyrodni młodszy braciszek...No i kadzidło....jest,faktycznie jest...podobne do tego w Avignon albo w Kyoto tyle tylko, że troszkę wymizerowane...Jest jednak coś co podoba mi się w Hinoki  a mianowicie taka jakaś gładkość, której zabrakło mi w Kyoto,a którą zdaje mi się czułam testując Kyoto pierwszy raz dawno temu.... i dymek czuć , przyjemny nie drażniący gęsty dymek....
Nie sądzę abym kiedykolwiek nabyła Hinoki ,bo to by było tak jak kupiła kolejny taki sam tiszercik  ,różniący się od innych które mam jedynie ściegiem jakim były szyte........




Nuty zapachowe: cyprys, terpentyna, kamfora, cedr, tymianek, sosna, gruzińskie drewno, kadzidło frankońskie, mech, wetiwer.

13.05.2010

Pro Fvmvm Roma,Victrix

Przypadkiem dziś padło na Victrix, nie powiem żebym była z tego powodu szczególnie szczęśliwa , bo nie bardzo wiem co mam o nim pisać. Skład ma nie za bogaty a ja czuję w nim mnogość różnej maści krzaczorów.
Najpierw obrazek. Na wysokości Solca po tej stronie Wisły , od wschodu znaczy,mieszkają moi dziadkowie i tam właśnie zetknęłam się z "rosnącym" obficie Victrixem, jaki tam Rzym, jacy legioniści....?  No chyba , że akurat tam ich zawiało i odpoczywając zapuścili korzonki;)
Toż to chaszcze ze starego koryta Wisły i to z pokrzywami na czele. Chaszcze które rosły sobie długimi latami mnożąc się  w coraz to bardziej zróżnicowany gatunkowo kożuszek chwastów. I tak mamy tu chrzan, babkę lancetowatą , dziurawiec, pokrzywę, kąkol, łopian, polną miętę  i ptasi rdest i perz i inne takie o których już pisać nie będę no bo po pierwsze, nie znam wszystkich chaszczorków a po drugie  nie ma to być spis chwastów w Polsce rosnących , tylko opis Victrixa. Chwasty te są ostre i drażniące i czuć w nich niewątpliwie zieleń.
I tak sobie wącham  i zdaje mi się jakby roślinki owe początkowo mokrawe  doczekały się promieni słońca który stopniowo je wysusza,zostawiając na koniec suche wiechcie , co można od biedy uznać  za nuty drzewne. Ja jednak nie przyjmuję tego do wiadomości. I dobrowolnie pachnieć Victrixem jednak nie będę.

ps. nawet obrazeczek mizerny.....






 Nuty zapachowe: różowy pieprz, wetiwer, laur, kolendra, piżmo

9.05.2010

Balmain.Ivoire de Balmain

Niepozorna ,zwyczajna buteleczka kryje w sobie niezwykle ciekawy zapach. I chyba troszkę niedoceniony -przynajmniej u nas. Pierwsze minuty z Ivoire to dosyć intensywna ostra i gorzkawa woń sporej ilości zielska. Ostrość ta towarzyszyła mi przez trzy dni bezpośrednio po "zażyciu". Specjalnie czekałam z pisaniem żeby zobaczyć co dalej i słusznie czekałam bo czwartego dnia przestałam czuć tą pierwszą fazę , która- nie ukrywam trochę mnie poraziła. Miało być gładko i milusio a tu takie hece;). Objawił mi się szypr, podobny jak w Soir de Lune z tym że w Ivoire czuć sporo zieleni  a w Soir nie.
Nie jestem znawczynią ani zapachów aldehydowych  ani szyprowych, żeby móc porównać je z jakimkolwiek innym . Niemniej czuję  niemal każdy ze sporej ilości składników jakie Ivoire zawiera, ale nie jest tak , że czuć je każdy z osobna-wszystkie razem tworzą taką niezwykłą i niewątpliwie piękną całość. Odważę się nazwać Ivoire zapachem retro, ale wcale nie znaczy to, że jest "starobabciny". Zresztą, czyż nie mamy przypadkiem mody na retro?(taki żarcik;) ) Klimatem jednak tak mi się kojarzy i jest bliski Chanelom-tylko ładniejszy;) To jest ten zapach które kiedyś nazwałoby się luksusowym, a dziś czasy mamy takie, że mało który jest luksusowy a wszystko chyba  przez ilość i dostępność. I nie mam tu na myśli kosztów składników użytych do produkcji, ale o klimat perfum. Wiecie o co chodzi?
Idziemy do perfumerii, patrzymy na setki flaszeczek poustawianych na regałach, wybieramy, płacimy i idziemy do domu. Czujecie luksus pryskając się nimi? Bo ja nie. Fakt, skoro kupiłam tzn. że mi się podobają (no chyba że kupiłam "w ciemno" ;P ) ale nie czuję tego co poczułam niegdyś jako nastolatka gdy zdobyłam miniaturkę Chanel No 5 , mimo, że perfumy te w najmniejszym nawet stopniu mi się nie podobają. Mówiąc wprost dziś Chanelowa Piątka jest dla mnie śmierdzielem, no niestety, nic na to nie poradzę.

W Ivoire jest ten klimat,klasa,klasyka. Miło czuć jak się ładnie zmienia,układa,wygładza i przechodzi kilka transformacji w trzech rejonach mojego ciała ( a co!, sprawdzam kompleksowo,poza tym mam złe krążenie więc testy jednomiejscowe mogłyby nie wyjść wiarygodnie ;p )
Co ja jeszcze chciałam....aaaaa...z czystością się kojarzy a dokładnie z  mydłem, ale nie jakimś badziewiem za 2 zł z którego opakowania wrzeszczy  nadrukowany komunikat że orchidea, że asja spa, że tahitan czy inny japan, tylko z porządnym mydłem , takim jakiego dziś już chyba nie uświadczy (ale głowy nie dam , bo się poprawia trochę  w tym temacie).
Pod koniec robi się piżmowo -drzewnie i to też mi się podoba. Nie sądzę aby Ivoire znalazły zwolenniczki wśród dwudziestolatek, ale mimo wszystko można je uznać za zapach ponadczasowy, a ponad to niezwykle kobiecy i seksowny.
Cóż więcej dodać...wyjątkowy jest i szczerze mówiąc trochę jestem rozczarowana, że na tych perfumeryjnych półeczkach stoi cała masa niewiele wartych "perfumków" a nie ma tam Ivoire...


Nuty zapachowe:
Nuty głowy: aldehydy, rumianek, asafoetida*, mandarynka, pomarańcza, fiolek, artemisia, nagietek, bergamotka i cytryna
Nuty serca: gałka muszkatołowa, goździk, cynamon, narcyz, pieprz, orchidea, jaśmin, korzeń orrisa, turecka róża, neroli, ylang-ylang i konwalia
Nuty bazy: drzewo sandałowe, fasola tonka, ambra, patchouli, piżmo, malina, wanilia, mech dębowy, vetiver i kadzidło

asafoetida- gumo-żywica, przyprawa używana w kuchni indyjskiej. Zapachem przypomina cebulę lub czosnek  i  jako ich zamiennik używana jest w Indiach.W Polsce  asafoetida występuje pod mało zachęcającymi nazwami: smrodzieniec lub czarcie łajno

7.05.2010

Dsquared2, She Wood Velvet Forest

Niesamowity,zaskoczyłam się;) Wcześniej miałam przyjemność zaznajomić się z klasycznym She Wood i pomimo,że tam było  dużo więcej bardzo lubianego przeze mnie fiołka,to niestety jest cieniasem w porównaniu z Velvet Forest. No i nie polubiliśmy się.
W Velvet Forest czuć na pewno fiołkowe liście,kwiatów nie ma,ale nic nie szkodzi ,bo nie tego oczekiwałam .W pierwszej chwili zapachniał mi mokrym mieszanym lasem i będę się przy tej wersji upierać.Początek jest zmienny i z każdą chwilą uwalnia coraz to nowe  leśne skojarzenia.
Pachnie tak sugestywnie,że niemal czuję ten las,widzę lśniące od deszczu sosnowe igiełki,czuję jak mokra  ściółka ugina się pod stopami  i raz po raz na nos spadają mi na nos krople deszczu strącane z drzew delikatnym podmuchem wiosennego wiatru.W tym lesie wiosna jest już w pełnym rozkwicie ,jest zielono i pachnie tak miło,że chce się wdychać i wdychać to przesycone zapachem natury powietrze. Pomimo leśno-zielonych klimatów  i takiej rześkości typowej dla podeszczowej aury, jest ciepły.
Z czasem las wysusza się i nie czuć już tak intensywnie mokrych liści i ściółki.Na tym etapie zaczyna wyłaniać się podeschnięte drewno,galbanum i piżmo.Pięknie się rozwija i na każdym etapie mnie zachwyca.
To mógłby być zapach dla lubiącej naturę wędrowniczki,ale wędrowniczka będzie tak pachniała spacerując po lesie,więc może dla kogoś kto chce poczuć naturę bo ma do lasu daleko :D
Moim zdaniem można go uznać za zapach z kategorii  unisex,zresztą ja zwykle daleka jestem od dzielenia zapachów na męskie i damskie;)



Nuty zapachowe: liść fiołka, cedr, igły sosnowe, nuty zielone, galbanum, wetiwer, paczula, ambra, nuty kwiatowe, piżmo

3.05.2010

Montale,Amber& Spices

Porwałam się  nań ale nie wiem co z  tego wyjdzie,bo dla mnie Amber& Spices łatwy do opisania nie jest.
Pierwsze minuty to woń wyleczona żywcem z dobrze zaopatrzonego gabinetu dentystycznego(nie stomatologicznego) sprzed lat 20,bo teraz  pachnie w tym sympatycznym miejscu nieco inaczej. Albo  szafka z medykamentami w gabinecie zabiegowym ale też sprzed 20-tu lat dlatego, że wtedy zapachy medykamentów przenikały się i rozłaziły dosyć intensywnie,dziś wszystko jest w ampułkach,jednorazowych,jednodawkowych ,jednofiolkowych opakowankach. Nie ma tego fajnego uczucia strachu jaki czuło się niegdyś w takim gabinecie.
No więc taki jest początek Amber&Spices. Jak już szczęśliwie przebrzmi wizja siostry Herty z wielką strzykawą i potężną dawką kokarboksylazy to pojawia się kolejna, jakże pięknie kojarząca się z mym beztroskim dzieciństwem kiedy to z uśmiechem na ustach paradowałam za panami lejącymi asfalt w przepięknych sandałkach,okupionych wielogodzinnym staniem w kolejce przez moją kochaną mamusię - fala zapachu a właściwie smuga świeżo wylanego rozgrzanego asfaltu.
I jeszcze jedno skojarzenie: guma,ale nie taka zwyczajna  tylko taka z jakiej robi się opony przemysłowe:D Ostatecznie można podciągnąć tę woń do zapachu opony rowerowej,palonej,łatwiej bowiem podpalić taką oponę niż łazić po budowach i podpalać opony koparkom i dźwigom po to aby zobaczyć jak też może pachnieć ten tajemniczy zapach i narażać się na więzień a w najlepszym razie grzywnę;)Jeśli nie myślę o asfalcie ,smole,gumie i medykamentach to udaje mi się poczuć przyprawy ,tak czy siak jest mocno świdrująco i drewno jakieś takie zimne,mało przyjazne.A kolor zapachu to czarny, na dodatek śliski i tłusty.
Gdzieś bliżej końca jego rozwoju  zaczynam wyczuwać agar i  różę i robi się nawet oryginalnie,sam koniec jest bursztynowy i słodkawy i nie czuję już nic medycznego. Ale tylko ja, bo gdy podtykam łapę pod nos bliźnich,bez wahania przyznają,że pachnie smołą i szpitalem...ale Oni nie bywają tam aż tak często aby móc odróżnić zapach gabinetu zabiegowego od szpitala;)

Więc ,kiedy mój nos przyzwyczai się od tego zapachu,wówczas zaczynam czuć go troszkę inaczej.Niemniej pachnieć smołą też może być ciekawie;)

edit: prawie skłamałam- z czasem drewno jest coraz milsze dla nosa;)





Nuty zapachowe czyli składnikowa( ;D ) unia międzynarodowa: drewno agarowe,  heban, bursztyn, marokańska  róża , indonezyjska gałka muszkatołowa i egipski  kminek,drzewo sandałowe,

albo egipska gałka,indonezyjska róża, marokański kminek i reszta :)
albo kminek,gałka ,róża i reszta:)

1.05.2010

By Kilian A taste of Heaven,Straight to Heaven

 Czas zacząć rozgramiać Kilianowe próbeczki;)

A taste of Heaven (Absitnhe Verte)

Lawendowy absynt.To czuję przede wszystkim,początkowo dosyć mocno ziołowy i jednocześnie mdląco słodki.Po zaaplikowaniu w zgięcie łokcia byłam zszokowana jego intensywnością  i bałam się,że nie dam rady tego znieść,ale nie,po kilku minutach ostre nuty ustępują i zapach łagodnieje a jak już złagodnieje to robi się całkiem sympatyczny.Początkowo czuć głównie lawendę,po jakimś czasie daje się wyodrębnić poszczególne składniki ,ja wyczuwam geranium i kwiat pomarańczy .Jak już się umości i rozgości prym wiodą paczula,wanilia i lawenda.
Chwilami mam jakieś medyczne skojarzenia,kiedyś podobnie pachniał lekarz który zszedł do przyszpitalnej przychodni prosto z oddziału  no i nie wiem czy pachniał sobą tzn perfumami czy pachniał po prostu szpitalem.Dziwne skojarzenie bo Absinthe Verte w sumie nie pachnie szpitalem,niemniej coś tam jest na rzeczy.Z jednej strony jak już ujdą mocno zielne nuty to wydaje się być zapachem ciepłym z drugiej jednak bije od niego jakiś chłód,podejrzewam ,że to sprawka lawendy,kilkukrotnie próbowałam bowiem zaprzyjaźnić się,no dobra,przynajmniej zakumplować z zapachami lawendowymi i nic kurczę z tego nie wyszło. Nic nie szkodzi,bo (muszę wspomnieć o cenie,no po prostu muszę) pachnieć lawendą  z 50 mililitrowej buteleczki wartej 850 zł byłoby w   moim przypadku głupotą rozrzutnością ,marnotrawstwem i wszystkim innym temu podobnym.

Odbieram go jako typowo męski zapach,aczkolwiek mogę nosić i nie czuję się podduszana;)



Nuty: bergamotka, absynt, lawenda, geranium , róża, kwiat pomarańczy, wanilia, tonka, sosjura olejkodajna, paczula, mech dębowy


Straight to Heaven( White Cristal) 

A White Cristal( wygodniej mi nazywać go Straight to Heaven )To bajka zupełnie inna ,ale mam wrażenie ,że nie całkiem mi obca;)
Podoba mi się najbardziej z poznanych dotychczas sześciu zapach ,ba -jest cudowny,może nie w ten sposób co woda z Lichenia,ale po swojemu i wcale nie mniej.Według mojego szalonego nosa zaczyna się rumem i gałką muszkatołową,a potem zmierza w stronę delikatnej ale charakternej łagodności.Dotąd wytrawne zapachy nie wzbudzały we mnie tak pozytywnych odczuć ,a  tutaj ta wytrawność jest tak ujmująca,że trudno przestać się wwąchiwać.Trudno też o nim pisać i analizować poszczególne nutki.Nie ma w składzie kadzidła,a ja je czuję ,widocznie tworzy je taka właśnie kompozycja nuciana.Czuję też paczulę i ambrę i resztę pewnie czuję ,tak pięknie połączoną ,że trudną do wyłuskania.Jest krystaliczny i w jego przypadku jestem nawet w stanie zrozumieć podwójną nazwę.
Sklasyfikowany jest jako drzewno-orientalny,ja bym jednak zastanowiła się nad tym orientem...Drzewny owszem,nawet bardzo,ciepły i przejmujący powiedziałabym nawet,że  seksowny,chociaż ostatnio jest to słowo którego zdecydowanie się nadużywa.W przypadku White Cristal nadużyciem to nie będzie.Jest w nim jakaś tajemnica,której pomimo wielkich starań nie da się odkryć.I jest to przejmujące doznanie.
Mówiąc o bajce pachnącej znajomo miałam na myśli fakt ,że początkowe nuty przywołały skojarzenie Straight to Heaven z Ouarzazate Comme des Garcons i odrobinę z Zagorskiem.
To tylko cząstkowe podobieństwo bo Ouarzazate nie wzbudzały we mnie tylu pozytywnych emocji;)
Jestem szczęśliwą posiadaczką 7,5 ml refilka.Oszczędzam go jak tylko się da;)

No i znaczków nastawiałam a konkretów nie ma.No nic,trudno,nie potrafię....



Nuty zapachowe: suszone owoce jaśmin, gałka muszkatołowa ,rum, cedr, paczula, szara ambra, wanilia
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...