I tak ze 4 dni pod rząd aplikuję go w różne miejsca, żeby móc wydobyć coś więcej niż do głowy mi przychodzi. I marzę o tym, że za kolejnym razem nie spaskudzi się tak niewiadomojak . No ale cóż... nie takie Incensi incensi , jak je malują niestety, więc skoro się już tak naprasza skoro tak już chce wrócić do szuflady, na wieki wieków enter, to niechże będzie.

Zapach prędziutko rozprzestrzenia się , ujawniając i przepuszczając na czoło coraz to inny składnik. W jednej chwili nazwałabym go przyprawowym, w kolejnej drzewnym , bo i drzewności mu nie brak, po chwili znów wysładza się i robi się dziwnie mdląco mydlany. W głębi , pośrodku peletonu siedzi sobie kadzidło, lichutkie , oj niemrawe ... i wtopiłby ten, który postawiłby na kadzidło, nie znajduje się ono nawet na ostatnim miejscu na podium.
Może dotarłoby do mety gdzieś na końcu , gdyby nie fakt, że gdzieś pośrodku trasy niemalże wszystkich "zawodników" porwali kosmici. Do mety dopełzła żywica, jest jednak tak sponiewierana, że nie wiadomo która plus trochę mydlin.
Kończąc tę bajkę dodam że Incensi trochę przypomina mi Messe de Minuit. Z tym, że Messe jest lepsze i trwalsze mimo, że to przecież Etro, a nie dane mi było dotąd poznać żadnego długodystansowca tej marki.
Incensi to nie jest zapach zły, nie jest brzydki, ale jest okropnie nietrwały no i w moim odczuciu wcale nie jest incensi.
Nuty:
głowy: nuty zielone, żywica elemi, galbanum, jabłko, cytryna, bergamotka
serca: cynamon, olejek labdanum (czystek), imbir, mimoza, pieprz
bazy: żywica benzoesowa, kadzidło, mirra, styraks, balsam Tolu, opoponaks, sandałowiec