26.10.2011
M. Micallef, Black Ananda
Nie jest to zapach dla wrażliwych żołądków, nawet ja , myślę odporna już na zapachy o różnym natężeniu pierwsze chwile znoszę z trudem. Moc bowiem na miarę starszych klasyków, buduarowych killerów, autobusowych i kościołowych wonnych zabójców, skracacz kursów empekiem, zetempekiem czy co tam kto u siebie ma... Wiecie o co chodzi?
Miałam parę razy przyjemność z czymś w tym rozmiarze, pamiętam, że do autobusowych zabójców zaliczyłam zapach Ceremony N.Kamali, z tym, że tamten zabijał od początku do końca, dusił aż do wytrzeszczu oczu , zmuszał do oglądania swego życia w tempie dwieście klatek na minutę, powitania ze świętym Pietrem i wszystkimi świętymi, wykopania spod rajskich bram i strącenia do piekieł , gdzie siedział zadowolony antychryst i sztachał się z uwielbieniem wywracając oczyskami... dobra, poniosło mnie... nie o tym miało być przecież.
Black Ananda jest z tych co mają groźny początek i bardzo przyjemny, kobiecy ciąg dalszy.
Zapach właściwie rozpoczyna się cytrusowo ,czyli wedle zapowiedzi, jest to jednak cytrus przemieszany z dużą ilością kwiatów i nie zupełnie oczywisty. Spośród bukietu kwiecia nieśmiało wychyla się mocno dojrzała śliwka, nieco przyduszona ogromem słodyczy kwiatowego nektaru, ale jednak widoczna.
To jest zapach wiosennej obfitości w zapachy, kiedy szczególnie u schyłku dnia rośliny pachną wyjątkowo intensywnie, kiedy zapachy przenikają się tak, że trudno wydedukować która z roślin pachnie najmocniej. I kiedy dedukując stoimy tuż przy wielkim krzaku jaśminu. To znaczy - ja stoję ;) Dalej jest słodko , biało i pudrowo. I słodko ;)
Sklasyfikowany jako kwiatowo-orientalny, chyli się znacznie bardziej w kierunku kwiatów niż orientu.
Pachnidełko porządne, ale bez szału.
Mam już swoich Micallefowych faworytów, ale kto wie, może ich jeszcze przybędzie... kiedyś, bo tym razem zdecydowanie nie.
Nuty:
głowy: cytryna, gorzka pomarańcza, śliwka
serca: ylang-ylang, jaśmin, tuberoza, neroli
bazy: benzoes, wanilia, białe piżmo
20.10.2011
Histoires de Parfums,1804 George Sand
Kolejna zapachowa historia i kolejne fukanie na wizję Geralda Ghislaina. Nie chcę się zagłębiać w osobę George Sand ( ale natłok myśli zmusza do kliknięcia choć dwóch zdań ) w tym poście, choć sama zauroczona swego czasu Jej osobą przeanalizowałam z grubsza jej życiorys, chcąc sprawdzić ile jest w niej ekscentrycznej pisarki odzianej w portki , z niekończącym sie cygarem w ustach etc... i to jest spojrzenie od strony związku z Chopinem a w takim towarzystwie mało kobiet nie pełniłoby roli samca ;) Była córką oficera , może więc zafundowano jej dosyć zimny wychów... W moim odczuciu miotała się po między dwoma osobowościami twardej dominatorki o męskim obliczu i sentymentalnej, wrażliwej i być może nawet zagubionej kobietki, co można by wywnioskować z niektórych jej powieści w których miażdży mężczyzn, idealizuje kobiety a wszystko to w bardzo rzewnym tonie, co moim zdaniem nieco się ze sobą gryzie.
Także wizerunek George Sand nie jest jednoznaczny , a ja zupełnie na darmo jak się okazuje oczekiwałam tego samego od zapachu.
Miało być kwieciście , soczyście i zmysłowo, tymczasem nos mój otrzymał potężną dawkę czegoś na kształt tytoniu, tabaki, ze spor ilością goryczki- niczym przesiąknięte zapachem cygara ubranie. To dziwne. Nim spojrzałam w nuty, odbyłam 3 testy, byłam więc mocno zdziwiona nie znalazłszy w nutach tytoniu ( Może kręcą też z liści ananasa;) ).
Na początku zapach jest nieco słodkawy, owoc chciał się przebić ale mu się nie udało, potem mnie zemdliło, bo się okazało, że czuję różę i poczułam metal w zębach. Chciałam wyczuć coś więcej, chciałam jaśminu, a tu nic. Przez długi czas (dosyć krótkiego żywota na ciele) trwa etap, który miałam za tytoniowy, spowodowany pewnie przez gałkę muszkatołową , paczulę i goździk albo coś...innego. Ale, że kwiaty i to w dodatku róże.. I zapewne jaśmin jest podstępnie skamuflowany w taki sposób, że nie jest znanym z ogródka jaśminem, a aromatyzuje cygarko wespół z różą ;|. Dosyć szybko blednie drewnem smagniętym wanilią .
I to wszystko właściwie. To miała być historia George Sand, ale skończyła się nim się na dobre rozpoczęła. Szkoda.....
Czasem gdy wybieramy zapach sugerując się nutami , możemy się mocno zdziwić....można też się zdziwić sugerując się nazwą, ale co z tego. Obyśmy w życiu tylko takie rozczarowania przeżywali, nieprawdaż?
A kończąc ten smętny nieco wywód dodam jeszcze że 1804 nie jest zapachem brzydkim, ale moim skromnym zdaniem jest kiepskim zapachowym odbiciem George Sand. A piszę to , ponieważ zdarza mi się swoimi słowami przekazywać zupełnie co innego niż chciałam przekazać.
I uprasza się o niegrożenie mi nagłą śmiercią z powodu bezpodstawnego zniechęcania do niektórych zacnych i szacownych zapachów.
Nuty:
głowy: pelargonia z Tahiti, brzoskwinia z Korsyki, hawajski ananas
serca: goździk, gałka muszkatołowa, indyjski jaśmin, konwalia, marokańska róża
bazy: drzewo sandałowe, paczula, styrak, wanilia, białe piżmo.
12.10.2011
Dsquared2, Potion
Z wielką niecierpliwością czekałam na Potion, przeczytałam bowiem w sieci, że Potion ma być bliskim zapachowym kuzynem Gucci Pour Homme, którego wielbię niezmiennie od długiego czasu.
Nie uniknę więc teraz porównania tych zapachów, ale też bardzo się streszczę:
Potion nie jest bliźniakiem Gucci, nie jest nawet jego dalszym kuzynem. Są to zupełnie różne zapachy. Przede wszystkim w Potion nie ma tej cudnej drzewnej dymności jaka jest w Gucci, nie ma kadzidła... o czym więc mowa? Emocje jakoś opadły.
Niemniej przyznać muszę że Potion pozytywnie zaskakuje, wyróżnia się spośród wcześniejszych zapachów tej marki poczynając od oprawy, jaką jest fajna butelka w klimacie laboratoryjnym, a kończąc na mocy i ciężarze zapachu.
Początkowo w nozdrza uderza woń swieżych przypraw, ze sporą dozą goryczki i chmurzyskiem cynamonu. Jak na Dsquared2 ostro, w porównaniu z Guccim średnio. Rozwija się i trwa przewagą ni to z lekka zatęchłej paczuli, ni woskowych kredek, ni sparciałych gumek recepturek. Na tym etapie nie jest to najurodziwszy zapach . Ale tylko na mojej skórze, na męskiej rozwija się nieco inaczej i ta mało przyjemna faza nie występuje.
Po tym odkryciu zwątpiłam w sens pisania o tym zapachu, bo pomimo, że nie trzymam się podziałów perfum ze względu na płeć i używam kilku męskich, to w przypadku pisania o Potion sens mojej pisaniny jest raczej niewielki. Różnica w zapachu Potion na skórze męskiej i kobiecej jest bardzo duża, na korzyść męskiej oczywiście.
Skoro jednak już zaczęłam... to dopiszę, co się dzieje dalej....
Z początkowej fazy ostaje się jeno cynamon, goryczka gdzieś ucieka, woń przypraw blednie. Wówczas wyłania się słoneczny, miodowy, słodkawy bursztyn z nieco z kaszmirowym ciepłem drewna. Drewno jest drewnem, nie mokrym, nie butwiejącym, nie cieknącym żywicą a zwyczajnym solidnie wyschniętym i pachnącym. I trzyma się raczej blisko skóry. Jest przytulnie i słodko, ale umiarkowanie. Po pewnym czasie mam wrażenie że na powrót bardziej wyczuwam przyprawy a drzewność gdzieś się chowa. Takie wolty robi kilkakrotnie, nim zniknie ze skóry. Nie spodziewałam się, że rozwinie się w wiórkową pierzynkę i cynamonowy jasiek. Nic tylko wskakiwać do łóżka, ot choćby poleżeć ;)
Zaprotestowałabym przed nazwaniem Potion eliksirem uwodzenia, czy czymkolwiek w tym rodzaju, gdybym nie wiedziała jak pachnie na męskiej skórze. Ale w tej sytuacji nie zaprotestuję, mimo że jestem raczej daleka od przypisywania perfum magicznych właściwości , mających jakikolwiek wpływ na intymną stronę życia. Protestuję przeciwko temu, ale bez pewności-że słusznie ;))
Sprawdźcie sami.
Chciałabym je mieć, bo podobają mi się pomimo tego, że tak brzydko "rozkłada" się na mnie ta nieszczęsna paczula. Kupię więc mojemu Współtestującemu i będę podkradać :).
skład ;)
serce: 2 swieże listki czerwonej mięty,2 szczypty arcydzięgla, gałązka tymianku
głowa: 6 świeżutkich płatków róży, 4 ziarna czarnego pieprzu, 2 krople gencjany, 1,5 laski cynamonu
baza: garść zmielonego drzewa kaszmirowego, 2 chlupnięcia paczuli, 0,5 filiżanki bursztynu, 10 ml piżma
7.10.2011
Amouage Opus V
Po sucho-drewnianym pierwszym podmuchu, zwiastującym w moim odczuciu same najprzyjemniejsze doznania, nosu memu ukazał się irys, a jakże, wszak to historia niemalże w całości jemu poświęcona, cóż bowiem innego z nut poniżej kwalifikowałoby zapach do kategorii pudrowej jeśli nie irys?. On jest tutaj pierwszym skrzypcem z przednimi strunami, co dla niektórych, wielbicieli tego niezwykłej urody kwiatu, jest zaletą , i tej oczywistości nie trzeba już tłumaczyć . Dla niektórych zaś - wielbicieli nut bardziej ekstremalnych , jak cywet czy oud , jest wadą, bowiem te stanowią jedynie dodatek irysa. Nie ma co się jednak załamywać , coś tam przyjemnego z piątego Opusa da się jednak wykrzesać...
Skoro piękno idzie dostrzec nawet w pozornej brzydocie, to nie będzie problemu z określeniem urody Opusa. Jakiejś tam ;)
Poza irysem , dającym wrażenie wąchania wygrzebanej z wilgotnego gruntu marchewki, przy okazji wygrzebywania której trąciliśmy nieopatrznie sporej wielkości selerowego wiechcia, bardzo się postarawszy , albo nawet nie-przy odrobinie szczęścia, pozytywnej aurze, ewentualnie w odpowiednim i korzystnym dla testów dniu wyczuć można, a nawet powinno się przyjemną mroczną atramentową woń, która wyrywa Opusa z szeregów kwiecistych pachnideł , bardziej popularnych niż nieco mroczne , urodziwe dziwadła. Ja dziwadła lubię czasem poczuć, więc dla mnie to przyjemne niemal tak samo jak czytanie lat temu wiele komiksu "Pióro kontra Flamaster".
Rum i Jaśmin są dla mnie kompletnie niewyczuwalne... widocznie aura nie sprzyjała wszystkiemu czym raczy raczyć Opus.
Koniec, który zwykle kojarzy się z czymś nieprzyjemnym , niemiłym , smutnym, tragicznym nawet ( o ile nie jest to lekcja fizyki na przykład ) tutaj jest niezwykle przyjemny, jawi się bowiem suchymi szczapami , z pewnością pięknie schły , bo zapach jest wyjątkowy, suchy a intensywny, nie wiem cóż to za drewno, ale wiem, że bankowo nie owocowe.
Także tak..... jak to mówił pewien błyskotliwy egzemplarz pokazywacz, w tivi goszczący z dziką satysfakcją na swej mało przyjaznej facjacie..... każdy znajdzie coś. Trudniej znaleźć wszystko... ale -próbować trzeba :).
Nuty:
irys, rum, jaśmin, róża, oud, cywet, drewno
zdjęcie ze strony fragrantica.com
6.10.2011
konkurs- do wygrania perfumy Michała Szulca
Na olfaktoria.pl konkurs, w którym można wygrać Sale 01 Michała Szulca :)

Ja tymczasem miotam się jakoś nerwowo i przymierzam setny raz do pisania,
Ociągam się jednak i mam rozterki i zwątpienie jakieś.....więc jeśli ktoś przypadkiem jakimś czeka na wpis, to proszę o chwilkę cierpliwości... dziś lub jutro pojawi się nowy post.
Ja tymczasem miotam się jakoś nerwowo i przymierzam setny raz do pisania,
Ociągam się jednak i mam rozterki i zwątpienie jakieś.....więc jeśli ktoś przypadkiem jakimś czeka na wpis, to proszę o chwilkę cierpliwości... dziś lub jutro pojawi się nowy post.
Subskrybuj:
Posty (Atom)