Rome miało być straszne ze względu na cedr którym ostatnimi czasy niemalże się podtrułam, czaiłam się dobrą chwilę nim powąchałam a potem czaiłam się miesiąc aby skrobnąć słów kilka i zapachu tego nie ukrzywdzić.
I będę się starała tego nie zrobić bo zapach w moim odczuciu wyborny aczkolwiek mi kojarzy się z czymś co u wielbicieli i znawców perfumowych kadzideł wielkiej sympatii nie zyskało, ale o tym na koniec, czyli właściwie za chwilunię ;)
Rome jest zapachem wietrznym i świetlistym , nie jest perfumami , nie jest wodą perfumowaną, jest smugą zapachu, silną i intensywną a jednocześnie lekką nie przyduszającą swoją mocą. Nic nie skrzypi i nie chrzęści, jest gładko ale nie nudno. Spod paczulowo-cedrowej poduchy , wymykają się nutki cytrusów i bergamotki , zgrabnie mieszają się z kadzidłem i żywicą, a osładza je pudrowy irys. Tak to u mnie/na mnie wygląda.
Ponieważ alkoholu nie stwierdzono pokuszę się a maluśki obrazek:
Piękna wsi spokojna.... w piwniczce pod kościołem siedzi "w kucki" słodki brzdąc, powiedzmy- dziecię organisty, dłubie uszarpanym gdzieś patyczkiem po udeptanym klepisku po czym przychodzi mu do głowy myśl jakaś i postanawia wybiec na dwór, w sieni chwyta w małe łapki starą księżą szatę i pędzi przez ogród ciągnąc ją po równiutkich rabatach ku nowej przygodzie...
A Rome silnie przypomina mi Incense M. Williamsona , gdyby tylko odebrać Rome tę odrobinę słodyczy.... ;))
Nuty: bergamotka, mandarynka, irys, elemi, rum, cedr, wetiwer, paczula, olibanum
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Poetko Ty Moja :***
OdpowiedzUsuńA ja za jakiś czas będę miała do Ciebie zapachową prośbę :DDD
Jak już tak będzie bliżej czerwca to poszukamy czegoś dla mnie na alle, co ? ;p Wiesz mniej więcej jakie zapachy lubię, to na pewno coś mi znajdziesz :D
OdpowiedzUsuńMmmm.. ale sympatyczna wizja. :)
OdpowiedzUsuńDo tej pory jakoś nie miałam wielkiej ochoty na Rome, ale po Twoim opisie chyba zmienię zdanie. Mniej słodkie kadzidło Williamsona brzmi jak kolejna wersja Messe de Minuit. Tym ciekawiej. :))
No i do tego Twoje magiczne słowa; dzięki za promyk słońca w pochmurny [symbolicznie, ale i dosłownie] dzień. :*
P.S.
A może alkohol był, tylko mały dorwał się do wina mszalnego? ;) To by wyjaśniało, dlaczego podprowadził sutannę i podeptał rabatki...
Ale poetycki opis :)
OdpowiedzUsuńAguś, mnie byś sprzedała wszystko:) Po każdym Twoim opisie mam ochotę natentychmiast lecieć do perfumerii:) Choćby tylko po to, by się nanośnie przekonać, jak też wonieje stara sutanna przewleczona po rabatkach:)
OdpowiedzUsuńwyglądają pięknie, niestety tylko tyle mogę powiedzieć, bo nie próbowałam
OdpowiedzUsuń