23.08.2011

Sonoma Scent Studio, Incense Pure

Muszę zacząć od tego że Incense Pure jest dla mnie bliźniakiem L'eau Trois Diptyque, gdybym była wielką fanką L'eau Trois to skakałabym z radości, uradowana faktem że mam zastępstwo , i to nie byle jakie. Ale mnie L'Eau Trois się tylko podoba, więc tylko ucieszę się oszczędnie i przejdę do rzeczy...
Jejciu, jejciu , jakiż piękny las  widzę oczyma wyobraźni, w żywicę bogaty, ciemny i mroczny, stopą ludzką nieskalany, naturalne odpady drzewne butwieją sobie spokojnie , porastając mchem  , próchniejąc zgodnie z rytmem przyrody, to schnąc to moknąc,  gdzieniegdzie porastając grzybnią , pleśnią zwyczajną , z potężnych szerokich pni  ucieka gdzieniegdzie żywica , zastygłszy gdzieś w połowie drogi ku ziemi, ku mchom i skrzypom...
Zaiste ciężki  to kaliber , ale czyż nie piękniejszy  wymuskany lśniący wkm niż mała, nędzna beretta ? ;)
Od początku zapach jest intensywnie gorzki, cierpki, gryzący i wcale z upływem czasu nie łagodnieje, to ja przyzwyczajam się do niego,  tak jak szybko można się przyzwyczaić do gorzkiej herbaty- wiem, że jest gorzka, ale zupełnie tego nie czuję.
 Obecność mirry  i paczuli kieruje moje myśli z lasu do starego drewnianego kościoła, ze starymi trzeszczącymi ławkami, zimną starą  posadzką  i ze starym księdzem, bo mirra choć miła i przyjemna dla nosa, wciąż kojarzy mi się z kościołem, nie rozumiem tego, no nie rozumiem :/   No a paczula to paczula, mało kiedy zdarza mi się aby nie waniała piwnicą, i niespecjalnie mi to w życiu przeszkadza, powoduje za to nieustające uczucie chłodu i budzi  trudny do określenia dystans- w odpowiednim towarzystwie oczywiście;)
Wszystko dobra w Incense Pure , choć obfite , są jedynie dodatkiem do kadzidlanego clou, które jest wyjątkowo mocarne i nie daje się zepchnąć w kąt . Warty testów zapach -jak wszystkie inne poznane przeze mnie do tej pory dzieła Laurie Erickson.


Nuty:
kadzidło frankońskie, mirra, absolut labdanum, czystek, absolut mchu dębowego, indyjska paczula, sandałowiec, cedr, ambra, irys, absolut korzenia arcydzięgla, elemi, absolut wanilii.


zdjęcie ze strony : fragrantica.com

22.08.2011

Pro Fvmvm Roma , Battito D'Ali

Twórcy zapachu pytają , czy słyszeliśmy trzepot anielskich skrzydeł? To sugestia pewnie... że niby anioły pachną świętą mirrą kwiatem pomarańczy, a niech tam... jeśli ktoś wierzy w anioły... ze skrzydłami, aureolą i tym wszystkim...
Dla mnie Battito D'Ali jest średnio anielski , ale może spowodowane jest całkowitym "wypraniem"... I o ile jestem w stanie wyobrazić sobie różne często absolutnie nierzeczywiste, dziwne rzeczy miejsca i sytuacje a tyle z absolutnym realizmem ogarniam to co ma być boskie, mogę sobie wyimaginować oczywiście, czemu by nie...ale mam całkiem inną wizję zapachu anioła, a jeśli już trzepot skrzydeł to bardziej papuzich ,ot takiej afrykanki ognistobrzuchej na przykład;)
Może chodzi o tę lekkość jaką w wyobrażeniu ma anioł, i znów mam kłopot bo anioł nie może machać skrzydłami, niech je sobie ma, bez nich wyglądałby na upośledzonego ale żeby machać i trzepotać ? A co on, ten anioł... kura? gęś dzika?  Niech się unosi, nich sobie będzie ale niech nie macha, no jakże to? Toż to musi pachnieć wiatrem,  a ja za wiatrem nie przepadam....
Na temat tego zapachu trudno się rozpisać, pachnie bowiem tym, co ma w nutach i tyle. Dodałabym że kwiat pomarańczy jest musujący , pieni się i syczy . Zapach  nie układa się na ciele przez długi czas, tylko w duecie z mirrą wibruje i kręci młynki, unosi się i opada, nasila i słabnie, pozostając cały czas niewyobrażalnie lekką ,aż dziw że żywica może być tak subtelna, łagodna  i po odrobince wręcz miarkowana.
Wrażenie mam, że po paru godzinach ląduje spokojnie na ciele i  migocze leciutko ujawniając odrobinę ciepłej wanilii a mirra dalej kręci w nosie.
Battito D'Ali nie zmienia się w  jakiś zauważalny sposób, właściwie od początku do końca zapach pozostaje taki sam, z czasem tylko  anioły przestają machać skrzydłami ;))



Nuty: kakao, mirra, kwiat pomarańczy, wanilia .


12.08.2011

Penhaligon's, Amaranthine

 Ponieważ jest to pierwszy zapach Penhaligon's o jakim piszę na blogu, wspomnę na wstępie, że   flaszka Penhaligon's  była jedną z pierwszych niszowych jakie miałam, od kliku lat jestem niezmiennie zauroczona tymi fikuśnymi buteleczkami , a zapachy mimo, że nie mam jakiegoś szczególnie uwielbianego-miło się testuje :)
 
Pierwsze chwile z Amaranthine to głównie jaśmin, słabo rozwinięte zielonkawo-kremowe pąki mokre od porannej rosy, i właściwie chłodne w odbiorze.
Imaginuję sobie chłodny letni poranek i czekam na ocieplenie.Przychodzi ono dosyć szybko, niedługo później czuję, że zapach jaśminu potęguje się, i mam wrażenie że siedzę z nosem w solidnych gabarytów krzaku, oblepionym dosłownie tym wonnym białym kwieciem. Objawia mi się również cieniutka smużka kolendry i dwa smętne goździki, ot , taka nadzieja , że nie będzie tylko słodko, zanurzam sie w krzaku ponownie i tym razem po nosie smyra mnie szorstka bananowa skórka, można powiedzieć, że nie tylkow kfc-jest dobrze;]
A z nadzieją to wiecie-różnie bywa, można mieć lub nie i tak czy tak być zaskoczonym.
  Ale ja, człowiek z natury nastawiony na "nie", bo wolę być mile zaskoczona , niż niemile rozczarowana, byłam przygotowana na to, że jednak słodziasznie będzie do końca.
No i jest , wprawdzie bogactwo kwiecia jest tutaj zróżnicowane i nie jednostajne w jednej chwili bowiem Amaranthine wydaje się pachnieć białymi dusznymi kwiatami, w drugiej  ciemnieje zapachem róży, mieni się frezją, mętnieje słodkim mlekiem, ale w zasadzie pozostaje kwiatowym bukietem do końca, na którym ów bukiet przycupnął sobie na sympatycznej słodkiej piżmowej bazie, z której nie wyjrzała  ani na chwilę sympatyczna fasolka tonka. W finale-finału czuję w Amaranthine moją ulubioną herbatę jaśminową.Słowo daję :))

Ponoć jest to jeden z najśmielszych zapachów Penhaligon's - ze wskazaniem do stosowania w łóżku w chwilach najbardziej intymnych....hm.... jeśli tak, to chyba w oczekiwaniu na wizytę lekarza,  to w pewnym sensie też jest intymne ....



Nuty zapachowe:
nuta głowy: frezja, liść bananowca, kolendra, kardamon
nuta serca: egipski jaśmin, ylang - ylang, goździk, kwiat pomarańczy, goździki, róża
nuta bazy: piżmo, drzewo sandałowe, herbata, piżmo, tonka, wanilia, skondensowane mleko

10.08.2011

Sarrah Jessica Parker, Covet

Nie wiem co prawda ile Sarrah miała udziału w tworzeniu Covet , ale takoż stoi na butli, no to niechaj będzie.
Czemu piszę o Covet a nie na przykład o Lovely albo Lovely Collection ( swoją drogą również ciekawym trio) Ano po kilku testach doszłam do wniosku, że jest to ewenement wśród "perfum gwiazd" a nawet można powiedzieć - oryginał. Nie zalatuje bowiem banałem, nie jest klonem niczego innego i co najciekawsze na nic jakiekolwiek skojarzenia z Parker, a już na pewno nie można się po Covet spodziewać, że tworzy  zapachowe odzienie dla odtwarzanej przez Nią roli Carrie Bradshaw.
Początek to głównie geranium i odrobina cytryny, przy czym nie odważę się napisać że jest on cytrusowy, to tylko odrobina lekkości  i figlarny świder pośród obfitości ziół wszelakich, podeschłych znacznie i trzeszczących w garści. Wrażenie mam że im więcej ścisnę te suche witki tym więcej nasion się osypie i tym silniejszy będzie zapach, ale ponieważ to tylko moje wyobrażenie, to intensywność niestety się nie zmienia, no chyba, że w drugą stronę ;)
Pośród tych zielonych jest i suchutka wonna lawenda, ze smutnym już przywiędłym kwieciem, schła ona w niezwykle sprzyjających warunkach, na słońcu  ( no nie w Polsce oczywiście ;]  )i nie zaznawszy suszarni w Covet sie znalazła...
W towarzystwie tej obfitości zielarsko-aptecznej znalazła się również czekolada stworzywszy  niezwykle oryginalny dodatek do tej kompozycji.
To jest moment gdy  Covet pachnie mi którąś z czekolad, może  Cote D'or... ciemna z nadzieniem cytrynowo-imbirowym....
Nie jest tej czekolady na tyle aby móc powiedzieć że zapach jest słodki, czekoladowa woń splata się z zapachem lawendy i ziół, mam wrażenie że wonie wzajemnie próbują się pożreć,toteż cały czas jest niespokojnie i intrygująco. W finale też jest ciekawie, czuję delikatny zapach drewna, odrobinę piżma i leciutką gorycz wetiweru.
Do końca sprawia wrażenie nieco szorstkiego... podoba mi się :)

Nuty:
głowy: geranium , cytryna, czekolada, lawenda
serca: magnolia, konwalia, wiciokrzew
bazy: piżmo, ambra, drewno tekowe, wetiwer, drewno kaszmirowe


9.08.2011

Escada, Magnetism

 Post właściwie sentymentalny...
Magnetism jest jednym z nielicznych naprawdę słodkich zapachów  który darzę wielką sympatią niezmiennie od ośmiu lat. Zauroczenie zaczęło się od brytyjskiego Elle w którym to zlokalizowałam reklamę i pachnącą zakładkę. Śmieszna sytuacja , bo chwilę po tym jak poznałam ten zapach  w Domach Kupieckich przy jednym ze stoisk zaczepiła mnie kobieta i zaproponowała "perfum" psikając mi niemalże po oczach czymś co miało być Escadą Magnetism właśnie. Podróbki tej oczywiście nie kupiłam, ale pomyślałam wówczas ze przeznaczeniem mym musi być posiadanie tych perfum, to znaczy tej wody perfumowanej ;)
No i udałam się do Galerii Centrum  po pierwszą flaszkę Magnetismu.
 I o ile zachwyty rozlicznymi zapachami napływają i odchodzą o tyle Escada zachwyca mnie nieustająco, co  z kolei mnie nieustająco zadziwia.
Na dosyć klasycznej (albo i nie ) bazie , powstał niezwykłe przyjemny słodki , orientalny zapachowy bukiet.
Powstrzymam się od szumnych często nadużywanych sformułowań , które gdybym się nie powstrzymała mogłyby wyjaśnić co też ten magnetyczny bądź co bądź ulepek potrafi i  ;)
Niech więc określa go tylko i wyłącznie magnetyczny ;)
Teraz do rzeczy, aby nikogo nie zdążyć znudzić;)
Otwarcie jest równie owocowe jak i zielono-przyprawowe za sprawą liści, bazylii i tymianku, owoc porzeczki jest mocno dojrzały i zgrabnie przeplata się z aromatem  frezji, po czym w niej niknie. Z nut serca najbardziej wyczuwam magnolię i heliotrop, róża i jaśmin są dla nich tylko bledszym tłem, nie wybijając się ani na chwilę do pierwszego rzędu, a tworząc doskonałą słodką kompozycję doprawioną intensywną wonią przypraw, co niewątpliwie dodaje zapachowi uroku i moim zdaniem sprawia, że Magnetism wyróżnia się na tle innych zapachów Escady.
Ale i tak wszystko to byłoby niczym gdyby nie bogactwo nut bazowych, niby znajomych, a jednak tworzących doskonały fundament , na którym wyrosło coś niezwykłego.
Piżmo, ambra, wanilia, irys , karmel - gigantyczna porcja słodkiego ciepła, słodka miękkość, zmysłowa, odurzająca pieszczota zarówno dla ciała jak i dla ducha. Paczula, wetiwer i drzewo sandałowe , żeby nie zemdliło od nadmiaru słodyczy, a także żeby było nieco bardziej  charakternie. I dla mnie jest, oj jest.......
Mnie Magnetism ubiera, dosłownie. Czuję się jakbym miała na sobie jedwabną  sukienkę z najdroższego jedwabiu, albo mięciutki sweterek z kaszmiru.

Nuty zapachowe:
nuta głowy: ananas, czarna porzeczka, frezja, bazylia, tymianek, zielone liście
nuta serca: róża, magnolia, jaśmin, heliotrop
nuta bazy: drzewo sandałowe, paczuli, piżmo, wanilia, ambra, wetiwer, irys, karmel, kokos

2.08.2011

Lorenzo Villoresi, Iperborea

   Nieopisana ilość wszelakich kwiatów na bazie piżma, z jednej strony słodka z drugiej słona i wodnista jak morska bryza. Dziwny to zapach . Z jednej strony ciepły wonią rozgrzanych słońcem kwiatów, a z drugiej chłodny jak skalisty brzeg obmywany zimną morską falą,  świtem z lekka oszronione niskimi temperaturami za dnia rozbrzmiewają  coraz to nowymi tonami, z liści i płatków spływają błyszczące krople rosy, kwiaty pomarańczy tryskają upajającą słodkością - poezja dosłownie..
W pierwszych chwilach zapach musuje i siłą dosłownie wbija się w nozdrza, drażni jakąś syntetyczną chropowatością , niczym pudrowy cukierek (pamiętacie je? ) , cytrusowa kwasowość przeplata się mdlącą słodyczą magnolii, jaśminu i jakichś innych  (ponoć białych) kwiatów. A wszystko to chłodne niczym pościel zostawiona na sznurku na późnojesienną noc.  Ponieważ hodowany u nas w doniczkach cyklamen z reguły nie pachnie , trudno mi stwierdzić czy czuję go w Iperborea, ale chyba nie ma to wielkiego znaczenia. To tyle , na tyle mnie było stać po wzniesieniu się na niskie wyżyny elokwencji .
Ponoć Iperborea (Hiperborea)  jest pachnącym opisem    "krainy wiecznego szczęścia", której istnienie imaginowali sobie starożytni Grecy.
Czy ktokolwiek jest w stanie wyobrazić sobie takie miejsce ?
 Albo inaczej, czy ktoś jest w stanie uwierzyć że  gdzieś istnieje ?  I że w ogóle ma zapach? No ma, dla każdego różny, bo dla każdego co innego jest szczęściem,  nie wiecznym a chwilowym, ale jednak ;).

tam gdzie północny wiatr..sypie proszkiem do prania po oczach, tam jest kraina wiecznej i czystej szczęsliwości ;p
 
Villoresi , prawie  starożytny rzymianin  zrobił  Grekom olfaktorycznego psikusa i stworzył Iperborea, które jest  tak prostymi słowami  mówiąc syntetyczno-chemicznym dziwakiem, od musującego początku po detergentowy koniec.
;) 


Myślę , że zapach warty uwagi tych, którzy poszukują perfumowego odzwierciedlenia woni świeżego prania.




Nuty:
Nuty głowy: konwalia, fiołek alpejski, nuty zielone, pomarańcza, mandarynka, brzoskwinia
Nuty serca: białe letnie kwiaty, magnolia, mimoza, konwalia
Nuty bazy: jaśmin, kwiat pomarańczy, piżmo, aromatyczne drzewa
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...