Od pierwszych chwil czuję, że to L'Artisan, jest bowiem dwie ścieżki , i każda z nich ma po parę wąskich "nitek" takich powiedzmy zboczeń , jakkolwiek to brzmi , ale w zasadzie główne są dwie. Jedna, świeża, chłodna, przeźroczysta i z motywem przewodnim i druga pylisto-mączna ,leniwa mieszanka czegoś z naciskiem na coś albo i nie. W drugą ścieżkę poszło właśnie Traversee du Bosphore.
Zanim zamówiłam próbkę, przeczytałam o nim na stronie Quality. Ja nie byłam w Stambule, nie mam bladego pojęcia o Cieśninie Bosfor, jestem więc skłonna uwierzyć, że tak właśnie tam pachnie, ale słowo daję, że zupełnie inaczej to sobie wyobrażam, przede wszystkim chodzi mi o natężenie zapachu, ale również o dobór nut, no ale cóż -nos jest nosem a wizja wizją- ja zaś jeno zapalonym wąchaczem-amatorem;)
W moim wyobrażeniu zapach , nawet jeśli oddaje klimat Stambulskich uliczek , targów, jest jedynie fragmentem, wycinkiem, częścią zaledwie, mimo to, niemalże czuję ten gwar, rzędy stoisk obłożonych tamtejszym dobrem wszelakim, ale widzę to wszystko z bardzo, bardzo daleka, i tak samo odczuwam. Jak gdyby, ktoś dmuchnął solidnie w cały ten obraz stworzony jak mniemam przez twórców zapachu. I to co zostało to jest właśnie, mój ostateczny odbiór tego zapachu. Czyli-interesująco, acz licho trochę...
Zapach od samego początku jest mocno pylisty, jakby mączny ( mąką pełnoziarnistą a nie białą), sprawia wrażenie chropowatego, w otwarciu wyczuwam też szafran i imbir, przez co zyskuje nieco, bo ten pierwszy towarzyszy mi do końca trwania zapachu na nadgarstku, a ja szafran bardzo lubię:).
Bogaty jest również w irysa, który rządzi w duecie z szafranem mając do towarzystwa trochę mdłej, niewyraźnej słodyczy, skłaniam się ku stwierdzeniu że może być to turecka pistacja ( encyklopedia nie powiedziała mi co to za jedna, a właściwie powiedziała - że nie zna takiej ;] ) . Tak czy tak, w połączeniu z kwiatami i nutami bazowymi żadna pistacja nie pachniałaby tak, jak pachnie znana nam ze sklepów pistacja. A dodając do tego róże, tureckie oczywiście, oraz całe różane drzewko, z korzeniami, to już w ogóle kosmos. Zapachowy.
Gdyby wyodrębnić samą tylko różę, to byłaby to jedna z najładniejszych jakie udało mi się poznać do tej pory. Tymczasem tutaj uszlachetnia ona zapach i nieco wywleka go spośród tych tureckich straganów, nadając mu rys elegancji. Wszystko mięknie i łagodnieje na piżmowej poduszeczce, nie tracąc charakteru dzięki nutom żywicznym i drzewnym.
Podsumowując- jest ładnie ale delikatnie, czyli typowo dla marki .. myślę, acz przyznać muszę, że zapach ten jest wyjątkowo trwały co akurat nie jest typowe ;)) . Jestem miło zaskoczona.
Polecam testy.
Nuty:
głowy: zielone jabłka, imbir, granat, szafran
serca: irys, tulipan, drzewo różane, turecka róża, tureckie pistacje
bazy: piżmo, benzoes, cedr z gór Atlas
zdjęcie ze strony artisanparfumeur.com
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Żeś się rozochociła ostatnio z tymi zapachowymi wpisami :))) Weno trwaj !!! Czytam Cię z zapartym tchem ! :)
OdpowiedzUsuńja póki co męczę Joopa ! ;p i pewnie jeszcze długo pomęczę ;p
A pamiętasz, że to właśnie dzięki Tobie polubiłam zapachy z udziałem róży?:)
OdpowiedzUsuńMarta TAM nie piszę już, to gdzieś muszę się "wygadać" ;) Dzięki :)
OdpowiedzUsuńBeti pamiętam , to zdaje się Madness był najsampierw;)
Dokładnie:))) Ach, co to był za zapach:) I pomyśleć, że wcześniej, gdy słyszałam 'róża', to nawet nie chciałam wąchać;)
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie, Skarbku!
OdpowiedzUsuńJakieś pół roku temu zamówiłam próbkę Przeprawy i pewnego ranka zabrałam ją do łazienki celem testów całościowych. Których nie zrobiłam, bo niezborne wymachiwanie łapami poskutkowało zderzeniem szkła z posadzką. ;) Tak więc zapachu nie poznałam. Ale po jednym psiku na nadgarstek rzeczywiście pachnidło było jakieś... bo ja wiem? dziwne. Nietypowe. Niby słodkie, ale irysowe, mączne, trudne jak jasna cholera. Jakby za kompozycją stał nie lubiany przeze mnie Duchaufour, ale Ms. Dzing! Philosykos und Costes, Olivia Giacobetti. A to źle, barrdzo źle. ;P
OdpowiedzUsuńDlatego miło przeczytać, ze komuś jednak się podobało. :) Cieszę się, że miło Cię zaskoczył. Czyli jednak potrafi to zrobić. ;)
Tak to ten, kupiłam fioletowy bo nie bylo ani butelkowego ani granatu. Fiolet tez moze byc, chociaz ubolewam ze w musztardowym nie było mi dobrze ale mysle ze zestawienie musztardowej bluzki z tym kardiganem bedzie dobrym zestawieniem
OdpowiedzUsuńTen zapach mnie nie kusi ale za to blog jak najbardziej :) Będę zaglądać!
OdpowiedzUsuń