Przedostatnie z siedmiu "kamiennych dzieci" Oliviera Durbano w pierwszych chwilach pachnie mi różą spod płota , taką pełną lekko wywiniętych płatków i drobniutkich igiełek gęsto usianych na giętkich delikatnych łodyżkach i wydaje się, że nic więcej nie czuć. Długą chwilę potem zapach się wyostrza i mimo swej delikatności właściwie poraża świdrującym zapchem imbiru i goryczką różowego grejpfruta. I już na tym etapie moja euforia maleje, ponieważ zapach staje się metaliczny i chłodny, pozostając jednocześnie słodkim wiechciem różaności wszelakich. Ze względu na zimno jakie bije od tego zapachu i chyba.. .połączeniem róż z olibanum wyobrażać sobie można, że róża w Pink Quartz jest sztywna, twarda i ciemna, tymczasem pachnie właśnie tak jak różowy półdziki krzew różany, doprawiony nieco, aby podkręcić trochę zapach i dodać mu drapieżności, sprawić aby pink nie kojarzyło się ze słodką wyrośniętą lalcią w pluszowej różowej oczywiście kurteczce, różowych spodniach i z lizakiem w dłoni.
No dobra, może nieco przesadziłam... ale to dlatego że zła jestem na Pink Quartz, że róża znowu się biesi i że znów mam odczucie takie samo jak przy dotykaniu zębami metalu ( znacie to uczucie? )
Jasne, że nie dla lalci Pink Quartz, jasne że Quartz... ale mimo przyjaznej optymistycznej barwy jakiś on mało przyjemny i taki... no niemiłosny zupełnie.
Ani on nie jest uwodzicielski , ani seksowny... nie czuję ni grama kadzidła, odrobina mirry i benzoes, troszkę ambry na otarcie łez, a poza tym-róża , róża to za mało jak dla mnie, albo wręcz przeciwnie. W moim odczuciu więcej miłości jest w pachnącym groszku niźli w całej plantacji róż różnej narodowości, z beką absolutu różanego na dokładkę.
Nie uważam natomiast, że nie jest zapachem ładnym- bo jest, ale nie dla mnie niestety.
To taki pachnący uszlachetniacz ludzkiej duszy ( z wyłączeniem mojej ;] ) i wierzę w jego urodę na kimś innym- to na mnie róża się tak paskudzi, bez względu na towarzystwo, tak myślę, no bo jeśli nie to Durbano zawsze kochał ... platonicznie ;)
A może tak właśnie ma być...
Nuty:
głowy: bergamotka, różowy grapefruit, somalijskie kadzidło (olibanum), szafran, imbir
serca: palma róża, róża damasceńska, indyjskie drzewo różane
bazy: absolut z róży indyjskiej, szara ambra, paczuli, mirra, benzoes, białe piżmo
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zaintrygowałaś mnie... muszę powąchać go koniecznie :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie :)
Różźa spod płota to chyba dobrze. Jak dla mnie bardzo dobrze. No i ja jednak czuję spoooro poza różą. Moja skóra lubi kamyki Durbano. A róże ostatnio zaczynają mi się podobać. Dojrzewa mi nos. Mam nadzieję, że nie opadnie jak dojrzeje. :)))
OdpowiedzUsuńMoja nie bardzo , tylko Rock Crystak mi się podoba tak bez żadnego ale;) Ale tak jak napisałam ja się z różą w perfumach jakoś nie lubię, choć cały czas testuję , a nóż coś sie zmieni.. kiedyś..
OdpowiedzUsuńSabb ,poza tym Ty w ogóle czujesz spooooro więcej,to mnie ta informacja wcale nie dziwi...
lata trenowania nosa- może faktycznie odpaść ;p
Lejdi Luno-poznać na pewno warto:)
OdpowiedzUsuńSkarbie, ja nie sądzę, bym trenowała mój dłużej, niż Ty. Poważnie, pisałam wielokrotnie, że ja w sumie wciąż jestem trochę jak barbarzyńca w ogrodzie, bo względnie niedawno wpadłam w perfumy. Na starość. :ppp
OdpowiedzUsuńA czuję to ja czasem nawet to, czego w perfumach nie ma. To dopiero jest cud epistemologiczny. :)
Ja dla odmiany nie czuję tego, co czuć powinnam ;)
OdpowiedzUsuńAle...oj taam :))
A! No to w ten sposób równowaga w przyrodzie zostaje zachowana. :)
OdpowiedzUsuńCały numer polega na tym, że Różowy od początku jest takim wdzięcznym, dziewczęcym tworem. Troszkę nijaki. ;) Jeszcze bardziej stereotypowo kobiecy od Ametystu. Być może dla Ciebie róża od Durbano to już było przegięcie? Zbyt duży kontrast z "typowym" wyobrażeniem jego zapachów. :)
OdpowiedzUsuńA swoją drogą: ostatni miał być Różowy, teraz okazuje się, ze jednak Cytryn! Jak tak dalej pójdzie, OD będzie kończył "perfumową karierę" niczym niejeden sportowiec, co rusz zawieszający emeryturę! ;> A przecież jak ciekawe mogłyby być interpretacje np. opali lub lapis lazuli wprost z retorty Durbanowego perfumiarza!
Metal w zębach - fuuj!A pomyśleć, że kiedyś kręciły mnie takie dziwaki... :)
OdpowiedzUsuń