Skoro już pachnę ,to skrobnę coś.....
Napiszę ,że nazwa pochodzi od bardzo rzadkiego szafiru to mało odkrywcze jest dla każdego kto zna Padparadschę, a ja piszę o tym bo nie rozumiem czemu akurat tak się nazywa, chodzi o kolor czy co? Szafir to taki wesoły kamień jest a zapach choć piękny to trudno go nazwać wesołym.
Aż głupio użyć mi takiego porównania, ale...czuję zapach ostygłego popieliska w prowizorycznej wędzarni samoróbce ( takie są najlepsze) i jałowcówki . Coś tu się działo....ale gdy w nie dmuchniesz, nie zostanie nic poza kawałkiem niedopalonego drewna , trochę smutny to widok i taka też jest Padparadscha , nostalgiczna i cicha...nie zmienia się , nie ewoluuje , tylko trwa, otula ciepłym pieprzno- drewnianym zapachem i powoduje jakiś dziwny smutek. Przypomina mi Kyoto i Tumulte, z tą różnicą , że one są żywsze , ostrzejsze i bardziej ziołowe.
I to dziwne jest bo imaginowałam sobie , że skoro w Padpie jest pieprz -to będzie ostro...no i nie jest, pieprz oczywiście czuję od początku ale zmieniło się moje wyobrażenie o pieprzu w perfumach .
Kiedyś tak głupio myślałam, że jak powącham perfumy z pieprzem w składzie to będzie mnie kręcić w nosie, a tymczasem nic ale też pierwszy raz czuję pieprz tak intensywnie ;) I dziwne jest, że mam Kyoto a nie mam Padpy mimo, że to ona układa się ładniej na mojej skórze.
Wydaje mi się, że najbardziej nadaje się dla permanentnych optymistów, w ponurakach bowiem może potęgować smętne nastroje. Ja - istota niesamowicie zmienna , o 10.00 radosna , o 11.00 smętna jak zmoknięty psi ogon, pachnąc Padparadschą popadam w melancholię.
Chcę usiąść w kartoflisku i upiec sobie kartofla, nie ziemniaka a kartofla właśnie...
PS. Padparadscha według mojego nosa nie ma nic wspólnego z Coze
Nuty zapachowe: pieprz, jałowiec, cedr, drzewo sandałowe, piżmo, ambra
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz